Mauritius – Mały Raj Część 2

Zapraszam Was na kolejną odsłonę zdjęć z wyspy, która zachwyca naturalnym pięknem, błękitną wodą i rafami koralowymi.

Woda to zdecydowanie mój żywioł. Jestem też zodiakalną rybą. Uwielbiam wszystkie sporty wodne i mogę siedzieć w wodzie godzinami. Mauritius to idealne miejsce dla osób, które lubią aktywności związane z wodą. Dlatego dzisiejszy post będzie poświęcony zdecydowanie oceanicznej części Mauritiusa.

Na ten dzień czekałam wiele lat. Marzenie z mojego dzieciństwa miało się spełnić już za moment. Miałam pływać z dzikimi delfinami w ich naturalnym środowisku. Poziom adrenaliny sięgał zenitu. Tego dnia musieliśmy wstać skoro świt, ponieważ mieszkaliśmy we wschodniej części wyspy, a delfiny żerowały w zachodniej części. Jak małe dziecko kręciłam się całą drogę i pytałam kierowcy jak daleko jeszcze. Gdy dotarliśmy na miejsce czekała już na nas łódź motorowa. Jak perszing wystartowałam do motorówki, nie czekając na niczyje pozwolenie, czy już mogę wejść. Spojrzałam na młodego człowieka za sterem z uśmiechem 5 -letniego dziecka: „Jestem gotowa, ruszajmy”. Uśmiechnął się i powiedział, że musimy poczekać jeszcze na kilka osób. No cóż, tyle czekałam to 5 minut dłużej mnie nie zbawi. Kiedy wszyscy byli już na pokładzie ruszyliśmy na poszukiwania 🙂 Mój wzrok krążył po błękitnej wodzie w poszukiwaniu tych pięknych ssaków. Nagle, w oddali coś się wynurzyło z wody, zrobiło obrót i z powrotem zanurkowało. Zerwałam się na równe nogi. Krzycząc, że są, że je widzę. W jednym momencie chwyciłam rurkę i maskę do snorkelingu. I pytam się czy już mogę skakać. Kazali mi jeszcze chwile poczekać. Ja jednak byłam z byt niecierpliwa. Stałam na brzegu motorówki. Jeszcze dobrze się nie zatrzymała, kiedy Pan „Kapitan” powiedział” „You can go” nie zastanawiałam się zbyt długo wskoczyłam od razu do wody. To co działo się później, trudno opisać. Dźwięk, który wydają delfiny, to coś niesamowitego. Przepływają pod Tobą, skaczą i wygłupiają się. Małe delfiny, bardzo ciekawskie. Odpływają na chwile od mamy, podpływają do Ciebie po czym uciekają robiąc obrót w powietrzu. Cieszyłam się jak małe dziecko, które właśnie dostało wymarzony prezent na Gwiazdkę.

Po półtorej godziny podwodnych szaleństw ruszyliśmy dalej na północ. Zmęczeni, ale szczęśliwi. Czekały nas kolejne przyrodnicze doznania. Następnym punktem na mapie był Casela Park, położony na 14 ha, które można pokonać pieczo lub quadem. My wybraliśmy opcję pieszą, aby nic nie przegapić. W Parku znajduje się około 1400 gatunków ptaków, a jego największą atrakcją są dzikie koty z którymi można sobie zrobić zdjęcie i się przespacerować. Ja osobiście lwom, tygrysom i innym gatunkom kotowatym nie ufam. Wolę popatrzeć z daleka.

Ostatnim punktem tego dnia był Port Luis, stolica Mauritiusa. Niestety, jedyne co mogę powiedzieć: nie zachwyciła mnie w cale. Gwarnie, hałaśliwie, a przejście na drugą stronę ulicy to jak przeskoczyć Niagarę. W Port Luis znajduje się największy market, czyli taki duży rynek gdzie można kupić wszystko. Zdecydowanie odradzam Wam pojechanie do tego miejsca. I nie jest to tylko moje odczucie, z rozmowy z zaprzyjaźnionymi anglikami i francuzami z hotelu mieliśmy to samo zdanie „jak najszybciej uciekać”. Sprzedawcy są bardzo natarczywi, każdy Cię zaczepia i chce żebyś coś od niego kupił. Tak szybko jak tam weszliśmy, tak samo szybko uciekliśmy. Miałam wrażenie, że wylądowałam w jakimś innym świecie. Stolica bardzo różni się od pozostałej części wyspy.

Wracając nad piękne i słoneczne wschodnie wybrzeże zabieram Was dalej w świat podwodny. Podczas tej podróży spełniłam wiele swoich marzeń. O niektórych nawet nie śniłam i nie spodziewałam się, że kiedykolwiek się spełnią. Kolejnym takim marzeniem było nurkowanie z butą w głębinach oceanu.

Zaczęliśmy od lekcji nurkowania w basenie. Oddychanie, poznanie wszystkich zasad  nurkowania np. jak pod wodą wyczyścić maskę, kiedy zaparuje lub jak opróżnić z maski wodę pod wodą, gdy tam się dostanie oraz wiele innych ważnych rzeczy.

Po kilku lekcjach w basenie wybraliśmy się na nurkowanie na rafę koralową. Gdy usłyszałam, że będziemy pod wodą 45 minut, od razu pomyślałam, że nie dam rady, że to nie możliwe. Szczerze Wam powiem, że te 45 minut to było zdecydowanie za krótko.

A teraz relaks i spacery nad brzegiem w poszukiwaniu muszelek 🙂

Gdy zobaczyłam tego osobnika, okazał się, że umiem chodzić po wodzie 😉

Udostępnij: