Mauritius – Mały Raj Część 1

Przeglądając ponad tysiąc zdjęć i wertując wspomnienia w pamięci, dalej nie mogę uwierzyć, że byłam w tak cudownym miejscu – rajskiej wyspie. Przecież o takich miejscach czytałam tylko artykuły w National Geografic, czy oglądałam zdjęcia w Internecie. Sam Mark Twain nazwał go Rajem na Ziemi. Mauritius to wyspa słynąca z zielonych pól trzciny cukrowej, ziemi siedmiu kolorów i bajecznie lazurowego oceanu.

Ta podróż miała być inna niż wszystkie poprzednie. W końcu była to nasza podróż poślubna. Miało być rajsko i romantycznie 😉 Przeglądając internet i szukając rajskich wysp, Mauritius skradł nasze serca. Mauritius, a dokładnie Republika Mauritiusa, jest to państwo wyspiarskie położone w południowo-zachodniej część oceanu Indyjskiego. Powierzchnia wyspy to zaledwie 2 040 km2 (dla porównania powierzchnia województwa zachodniopomorskiego to 22 896 km2).

Wycieczkę wykupiliśmy w biurze podróży. Podróż była długa, ponieważ sam lot trwał 14 godzin. Lot mieliśmy z przesiadką w Dubaju. Jednak, każda godzina spędzona w podróży była warta zobaczenia tego pięknego miejsca. Podczas lotu z Dubaju na Mauritius wręczono nam dokumenty do wypełnienia: jeden dotyczył celu naszej wizyty oraz miejsca pobytu, drugi był zaś kwestionariuszem zdrowotnym. Dokumenty te oddaje się po wylądowaniu. Pierwszy na odprawie celnej, drugi na odprawie zdrowotnej. Teoretycznie osoba bardzo przeziębiona, z wyraźnymi oznakami osłabienia organizmu może zostać poddana kwarantannie, co jest standardową procedurą w małych, odizolowanych krajach, które chronią się przed wszystkiego rodzaju epidemiami.

Gdy wylądowaliśmy na miejscu (na Mauritiusie trwa obecnie zima, ponieważ leży na półkuli południowej) przywitała nas piękna słoneczna pogoda. Temperatura sięgała 260C w cieniu. Chciałabym, żeby w Polsce było zawsze takie lato jak tamtejsza zima 😉 Ogólnie przez cały pobyt temperatury wahały się miedzy 25-270C. Mieszkańcy twierdzą, że najlepiej przyjechać na Mauritius w okresie od listopada do grudnia i w maju. Temperatury wówczas sięgają ponad 300C. Najgorszym terminem jest styczeń i luty, ponieważ wtedy występują cyklony tropikalne. Jak to wyspa tropikalna w każdym momencie może padać. My byliśmy w okresie kiedy na Mauritiusie jest najbardziej sucho, co oczywiście nie oznacza, że w ogóle nie pada. Podczas naszego pobytu padało przeważnie nocami.

Ze względu na swoje wykształcenie ciekawiła mnie bardzo jedna rzecz, to było jedno z moich marzeń, dla niektórych może się wydać bardzo dziwne. Pewnie pamiętacie ze szkoły coś co nazywamy siłą Coriolisa – jest to pozorna siła bezwładności. W dużym skrócie mówiąc, ponieważ Ziemia obraca się w okół własnej osi to na ciała poruszające się po powierzchni ziemi, w jej wodach lub atmosferze występuje efekt Coriolisa. Efekt ten nie jest odczuwalny, objawia się przy długotrwałych procesach, np. wiatry na półkuli północnej mają tendencję do skręcania w prawą stronę, a na półkuli południowej w lewą. Ale co było moim marzeniem związanym z siłą Coriolisa. Jeśli odkręcicie wodę w kranie to zobaczycie jak spływając do umywalki zatacza wir w prawą stronę, natomiast będąc na półkuli południowej woda kręci się w stronę lewą. I z ręką na sercu muszę Wam powiedzieć, że jak przyjechałam do hotelu to pierwsze co zrobiłam odkręciłam kran z wodą i przez 15 min patrzyłam, czy tak rzeczywiście jest. Czy ta siła działa. Chciałam się przekonać na własne oczy. No i cóż, fizyki nie oszukasz, rzeczywiście kręciła się w lewą stronę 🙂 Uśmiech miałam od ucha do ucha. Podobne doświadczenie można zrobić z wahadłem 😉

Mieszkaliśmy we wschodniej części wyspy niedaleko miejscowości Belle Mare. Będąc na Mauritiusie 14 dni nie wyobrażam sobie nie zwiedzić pozostałej części wyspy. Zabieram Was więc na wycieczkę po niezwykle zielonej i kolorowej, południowo-zachodniej części wyspy.

Na Mauritiusie nie opłaca się wynajmować samochodu, najlepiej podróżować taksówkami. Mieszkańcy są bardzo przyjaźnie i pomocni. Bez problemu można porozumieć się na Mauritiusie w języku angielskim, ponieważ jest to jeden z języków urzędowych. Obok języka angielskiego do języka urzędowego należy również język francuski. Mauretańczycy jednak między sobą porozumiewają się przede wszystkim językiem kreolskim, który jest bardzo podobny do francuskiego.

Naszym pierwszym przystankiem była fabryka modeli statków w miejscowości Floreal. Piękne wykonane statki w których każdy detal wyrzeźbiony jest ręcznie. Wejście jest bezpłatne. Pani przewodnik opowiada o całym procesie produkcji takiego statku. Można się przyjrzeć jak pracownicy wykonują poszczególne modele, a na koniec kupić, jeśli nam się spodoba, jakiś model. Wykonanie jednego statku, takiego jak na zdjęciu poniżej, to około 2-3 miesiące pracy.

Następnie wjechaliśmy na sam szczyt wzgórza (605 m n.p.m.) z którego można podziwiać, krater wygasłego już wulkanu Trou aux Cerf, który liczy sobie ponad 700 tysięcy lat. Krater porośnięty jest gęstym lasem mieniącym się różnymi kolorami zieleni. Podobno można tu spotkać jelenie. Nam się nie udało.

Oprócz wulkanu z tego miejsca rozciąga się piękna panorama na miasto Cureppie oraz na górę Le Pocue i Pieter Both.

Malowniczą trasą przejechaliśmy przez Park Narodowy Black River Gorges (6575 hektarów) docierając do punktu widokowego na przełęcz Czarnej Rzeki (Black River). Na parkingu można spotkać Makaki, które chętnie wyłudzają jedzenie od turystów 🙂

Kontynuując wycieczkę zatrzymaliśmy się przy wodospadzie Chamarel (85 m wysokości), potocznie zwany Welonem Panny Młodej. Rejon ten słynie również z uprawy kawy arabiki oraz ananasów.

 

Następnie wśród wzniesień porośniętych papajami docieramy do „Ziemi Siedmiu Kolorów ” – Seven Coloured Earths. Jest to jedna z największych atrakcji na Mauritiusie. Pofałdowana, wulkaniczna ziemia mieniąca się w słońcu nawet dwudziestoma kolorami. Ta geologiczna formacja powstała w wyniku osiedlania się na skale wulkanicznej pisaków różnego koloru. Efekt świetlny zależy od pory dnia, nasłonecznienia, wilgotności i kąta patrzenia. Dzięki zmiennej koncentracji metali, nakładania się i dzielenia rożnych warstw oraz erozji, wulkaniczny popiół daje niesamowite wizualne efekty.

Po zobaczeniu „Ziemi Siedmiu Kolorów” udaliśmy się do posiadłości Rhumerie Chamarel, gdzie produkowany jest rum o tej samej nazwie. Można dowiedzieć się tutaj w szczegółach, jak przebiega produkcja tego trunku, a na koniec degustować różne jego odmiany. Oprócz trzciny cukrowej z której produkowany jest rum, uprawia się tu również ananasy, palmy i banany.

Po degustacji rumu ruszyliśmy dalej. Jadąc samochodem naszym oczom ukazał się ogromny posąg sięgający 33 m wysokości. Jest to posąg hinduistycznego bóstwa Shivy wykonany z brązu. Niedaleko posągu znajduje się największa hinduska świątynia na wyspie Ganga Talao, która została wybudowana ku czci właśnie Shivy. Kompleks znajduje się nad jeziorem Grand Bassin, które powstało w wygasłym wulkanie. Raz do roku, podczas festiwalu Maha Shivarati wyznawcy hinduizmu pielgrzymują do tego miejsca.

Kolejnym punktem naszego zwiedzania była fabryka herbaty Bois Cheri, która położona jest na malowniczym wzgórzu, które góruje nad niewielkim jeziorem. Plantacja ta powstała w 1892 roku jako pierwsza na wyspie. Zwiedzanie rozpoczęliśmy od muzeum w którym dowiedzieliśmy się o procesie powstawania i historii herbaty. Następnie zostaliśmy zaproszeni na degustację kilku rodzajów herbat. Mi najbardziej smakowała herbata kokosowa. Przepyszna 🙂

Po kolejnej degustacji i napełnieniu żołądków litrem herbaty dotarliśmy do ostatniego punktu zwiedzania tego dnia, mianowicie do La Vanille Nature Park, czyli Parku Krokodyli. Wbrew pozorom największą atrakcją Parku nie są krokodyle, tylko gigantyczne żółwie, które można głaskać i karmić. Jak się okazało żółwie uwielbiają masaż. W sumie kto go nie lubi 😉 Oprócz wielu gatunków krokodyli i gigantycznych żółwi możemy tu również spotkać jaszczurki, gekony, kajmany, czy małpy. Można się poczuć tutaj jak w prawdziwej dżungli.

Dzisiaj to już koniec wędrówki po Mauritiusie, ale już zapraszam Was na kolejną odsłonę tej rajskiej wyspy. Jeśli macie pytanie chętnie odpowiem w komentarzach 🙂
Udostępnij: